Józef Młynarz Dowódca Batalionu AK „GIEWONT”
Józef Młynarz
Dowódca batalionu AK „GIEWONT”
Dziadowa Kłoda
9 III 1916- 3 VI 1990
Armia Krajowa
Po przegranej kampanii wrześniowej 1939 Polacy nie pogodzili się z utratą wolności i gdy wojska niemieckie zaczęły ponosić ciężkie straty na wschodnim froncie, na okupacyjnych ziemiach polskich narastał coraz większy opór. Zaczęły też tworzyć się struktury organizacyjno-wojskowe. Głównym inicjatorem i organizatorem konspiracyjnej walki była Armia Krajowa (AK). Wyłoniła się ona ze Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) w lutym 1942 roku i postawiła sobie za cel odtworzenie sił zbrojnych i prowadzenie walki, której uwieńczeniem miało być powstanie w całym kraju. Działania organizacyjno- wojskowe obejmowały zarówno szeroką akcję propagandową i wywiadowczą, jak i rożnego rodzaju działania dywersyjno- sabotażowe.
Emisariusze AK docierali do różnych zakątków kraju, także na teren Rzeszy, zwłaszcza w te rejony, gdzie pracowali zdemobilizowani żołnierze wojska polskiego. Z inicjatywy ZWZ w niektórych większych miastach Polski zaczęły się tworzyć drobne komórki Armii Krajowej, które z czasem stały się „obwodami” dla niższych jednostek organizacyjnych, jakimi były bataliony, kompanie, plutony, drużyny i wreszcie komórki najniższe zwane „trójkami”.
Dla Polaków przebywających na przymusowych robotach w powiecie sycowskim, najbliższym odwodem Armii Krajowej był Obwód „Reduta” z siedzibą w Ostrowie Wielkopolskim. W jego skład wchodziły 4 bataliony z dowódcami: „Łomnica” w Kępnie (Witold Bytoński ps. „Henryk”, „Wiatr”), „Howerla” w Ostrzeszowie (Kazimierz Kubicki ps. „Antoni”, „Wrzosek”), „Namysłów” (Józef Rabiega) oraz „Giewont”- Dziadowa Kłoda i Syców (Józef Młynarz ps. „Farys”).
Kampania wrześniowa
Porucznik Józef Młynarz dowódca II batalionu AK „Giewont” (Dziadowa Kłoda- Syców) urodził się 9 marca 1916 roku we wsi Orpiszew w powiecie krotoszyńskim. Ojciec- Andrzej Młynarz- zmarł w wieku 42 lat na skutek ran odniesionych w powstaniu wielkopolskim. Józef musiał, więc przerwać naukę w krotoszyńskim gimnazjum, aby pomóc matce. Zatrudniany został, jako księgowy w pobliskim tartaku w Biadkach. W 1938 został powołany do służby wojskowej i przydzielony do 7 dywizjonu żandarmerii w Poznaniu skąd trafił do Centrum Wyszkolenia Żandarmerii w Grudziądzu. Po roku został przeniesiony do plutonu żandarmerii w Kaliszu i tu zastaje go kampania wrześniowa. Jako kapral 25. Dywizji Piechoty walczy na przedpolach stolicy na linii Łęczyca- Kutno- Warszawa- Zamość. Dostane się do niemieckiej niewoli i umieszczony w jenieckim obozie pod Krakowem. Ze względu na zły stan zdrowia zostaje zwolniony w marcu 1940, wraz z 250osobową grupą jeńców pochodzących z „Kraju Warty” („Warthegau”). Powrócił do rodzinnego Orpiszewa, lecz, obmawiając się aresztowania i zesłania od obozu koncentracyjnego, przeniósł się do Tarchał, koło Odolanowa. Tu nawiązał pierwsze kontakty ze Związkiem Walki Zbrojnej. W obawie przed kolejnym aresztowaniem, uciekł i dotarł koleją do Sycowa ( Gross Wartenberg) i dalej do Dziadowej Kłody (Kunzendorf).
W Dziadowej Kłodzie (Kunzendorf)
I tak pewnego marcowego popołudnia 1941, Józef Młynarz znalazł się w Dziadowej Kłodzie i ruszył w kierunku Kolonii. Tu zatrudniła go na swym 15- hektarowym gospodarstwie wdowa Franciszka Sowa.
Uczęszczając w odprawianych przez miejscowego proboszcza Hajduka nabożeństwach dla Polaków, szybko nawiązał kontakty z parobkami pracującymi u niemieckich bauerów. Wkrótce zainteresował się nim emisariusz o pseudonimie ” Marek”, który uciekł z aresztu w Łodzi i na fałszywych papierach pracował u niejakiego Bruno Schmidta- właściciela firmy budowlane w Dziadowej Kłodzie. Ów tajemniczy „Marek” uznał Józka Młynarza za cenny nabytek dla tworzącej się na tutejszym pograniczu siatki ruchu oporu. Zaproponował mu przystąpienie do ZWZ- Armii Krajowej, na co ten wyraził zgodę i został zaprzysiężony.
Początki działalności konspiracyjnej
Po dwóch miesiącach Józef Młynarz otrzymał od „Marka” zadanie- utworzenia podstawowych komórek ruchu oporu (AK) w Dziadowej Kłodzie i okolicznych wsiach w powiece sycowskim. Zaprzysiężony żołnierz zabrał się z entuzjazmem do działania i jeszcze ma maju 1941 powołał pierwszą „trójkę” w Dziadowej Kłodzie, a jej dowódcą mianował plutonowego Antoniego Wojciechowskiego, zatrudnionego w tutejszej piekarni. Stosunkowo szybko, powstały kolejne komórki w sąsiednich wsiach. Wtedy Józef Młynarz przystąpił do organizowania jednostek nadrzędnych drużyn.
I kompania batalionu „Giewont”
Z „trójek”, drużyn i plutonów powstała I kampania z siedzibą w Dziadowej Kłodzie. Zrzeszała ona polskich parobków- przeważnie byłych żołnierzy WP- ze wsi: Dziadowa Kłoda, Radzowice, Ślizów oraz Stradomia Dolna i Górna. Jej dowódcą mianował Józef Młynarz plutonowego Antoniego Wojciechowskiego ps. „Adam”, który sprawdził się, jako dowódca, na najniższych szczeblach organizacji.
W szeregach tej kompani działali:
- W Dziadowej Kłody: Stanisław Młynarz ( kuzyn Józefa Młynarza, pod nazwiskiem Kuczkowski ), Edward Kempa, Kazimierz Kierzek, Leon Cegiełka, Franciszek Kowalczyk, Józef Strojny, Antoni Wojciechowski, Władysław Wojciechowski, Jan Kostrzewa i jego dwaj synowie Antoni i Franciszek oraz Antoni Niechciał, Franciszek Kozica i jego córka Gertruda Kozica, Henryk Ciszewski, Jerzy Blewąska, Stanisław Golasiński i inni, których nazwisk źródła nie wymieniają.
- W Radzowicach: Antoni Panek, Stefan Solecki, Franciszek Górka oraz Henryk, Stefan i Józef Skrzypecki, a także Bronisław i Józef Kamler.
- W Stradomii (pracownicy mleczarni): Józef Kościelny, Stanisław Śniady, Stefan Przybylski i Raczyński. Dzięki nim można było pomóc wielu ukrywającym się i głodującym Polakom, do których trafiło wykradane masło. Po wykryciu sabotażu w mleczarni wszystkich aresztowano i przekazano do wrocławskiego gestapo. Co najmniej trzech z nich nie przeżyło.
II kampania Batalionu „Giewont”
II kampania batalionu „ Giewont” miała siedzibę w Gronowicach. Jej dowódcą był plutonowy Franciszek Mielczarek- pseudonim „Adaś”. Do kampanii tej należeli ludzie ze wsi: Gronowice, Trębaczów, Zbyczyna, Dalborowice, Miechów, Koza Wielka, Głuszyna, Brzezinki, Smogorzów, Perzów i Domasłów.
III kampania batalionu „ Giewont”
III kampania obejmowała rejon Międzyborza i Twardogóry, a jej dowódcą był Jan Szyszka ps. „Aurylek”- dawny nauczyciel i plutonowy żandarmerii. Pierwsze werbunki ludzi rozpoczął on w Działoszy, Wielowsi i Komorowie. Do zwerbowania członków ruchu oporu w Międzyborzu i Twardogórze oraz powstania III kompanii przyczynił się szczególnie zastępca dowódcy batalionu „Giewont”- Czesław Przybyłek ps. „Edward”.
IV Kompania batalionu „Giewont”
IV kompania batalionu miała swą siedzibę w Sycowie. Dowódcą był plutonowy Józef Gazdecki. Pierwszą „trójkę” ZWZ w Sycowie Józef Młynarz powołał już we wrześniu 1941. Na dowódcę tej „trójki” mianował plutonowego Stanisława Pustówkę- byłego nauczyciela, a w czasie wojny robotnika w fabryce maszyn rolniczych Scholtz & Richter w Sycowie. Podlegali mu: Kaźmierz Młynarz (brat Józefa) oraz kierowca Stanisław Kotowski. Gdy w marcu 1943 Józef Młynarz objął dowództwo w batalionie „Giewont” swemu zastępcy- Czesławowi Przybyłkowi- zlecił komendę nad sekcją sabotaż owo- egzekucyjną w Sycowie. Od tego czasu Czesław Przybyłek kontaktuje się zarówno z „Farysem”, jak z „Wichrem” dowódcą obwodu.
V kompania batalionu „Giewont”
W lutym 1943 porucznik Józef Młynarz powołał i zorganizował V kompanię batalionu AK „Giewont” na terenie Parzynowa, a jej dowódcą mianował plutonowego Józefa Wajerowskiego, pseudonim „ Karol”. Podlegało mu 25 ludzi z okolic Parzynowa, Rzetni i innych okolicznych wiosek. Niestety, 20 lutego 1944, obaj bracia Wajerowscy zostali aresztowani i uwięzieni w Wieluniu. Plutonowy Józef Wajerowski, skatowany przez gestapo, został wywieziony i zamordowany w nieznanym miejscu i okolicznościach.
Straty w ludziach poniesione e rejonie Parzynowa Józef Młynarz uzupełnił w innym, ważnym strategicznie miejscu, jakim była Oleśnica. W marcu 1943 zorganizował tam placówkę AK, a jej dowódcą mianował Jana Jaskólskiego ps. „Longin”. Zadaniem oleśnickiej placówki było sporządzenie map i szkiców lotniska wojskowego w Oleśnicy oraz zorganizowanie siatki ruchu oporu w fabryce papieru w Zakrzewie i roszarni w Dobroszycach. W zakładach naprawczych taboru kolejowego w Oleśnicy działała już, bowiem 8-osobowa grupa Władysława Urbana ps. „żbik”. Jej głównym celem był sabotaż w czasie naprawy tego taboru.
Miesiąc później porucznik Józef młynarz zorganizował kolejną placówkę AK- w Bukownicy, którą kierował sierżant Marcin Smardz ps. „Wilk”. W miejscowości tej znajdowała się, bowiem filia firmy budowlanej Schmidta z Dziadowej Kłody. Między tymi zakładami przemieszczał się często akowiec Franiciszek Wronko i to on podjął się ryzykownej akcji, jaką był przerzut broni i amunicji z Bukownicy do dziadowej Kłody. On też rozprowadzał prasę konspiracyjną i przewoził meldunki.
Porucznik Młynarz dowódca batalionu „Giewont”
Jak widać droga od powołania pierwszej, podstawowej komórki- w Dziadowej Kłodzie do dowódcy batalionu AK „Giewont” (Syców) wymagała od Józefa Młynarza dużego zaangażowania, wysiłku i wielkiego ryzyka. Zanim w marcu 1943 przyjął on dowództwo nad batalionem przez rok zdobywał doświadczenie, jako zastępca pierwszego dowódcy II batalionu. Po skutecznym wykonaniu poleceń, Inspektor Rejonu AK w Ostrowie Wielkopolskim- kapitan Maik- awansował porucznika dowódcą batalionu „Giewont”.
Reorganizacja i nowa struktura batalionu „Giewont”
W czerwcu 1943 nowy dowódca batalionu Józef Młynarz przeorganizował batalion. Swoim zastępcą mianował Czesława Przybyłka. Szefem łączności sierżanta Marcina Smardza (wilk) wywiadowcami Antoniego Wojciechowskiego i Henryka Maturę (Czesław) a kapelanem został ksiądz Zbigniew Wroniewicz ( (Paweł). Do batalionu dołączyli także lekarz Peterek, oraz Gertruda Kozica. Adelajda Maras, Stanisław Mielczarek. Bogdan Woźnicki, łącznik między dowódcą obwodu a dowódcą batalionu „Giewont”
Czesław Przybyłek otrzymał rozkaz udzielenia pomocy III kompanii, aby poszerzyła swoją działalność na teren Międzyborza i Twardogóry. Będą kierowcą lekarza Peterka, Przybyłek udał się do obu miasteczek. Gdy doktor odwiedzał chorych międzyborzan kierowca w tym czasie zwerbował do AK dawnego kaprala polskiego i zlecił mu założenie „trójki”. Czesław Przybyłek dotarł też do tartaku w Twardogórze i tam dla organizacji pozyskał niejakiego Nowackiego plutonowego w żandarmerii polskiej. I tak w stosunkowo krótkim czasie, powstał kolejny pluton AK” Międzybórz i Twardogóra”
W marcu 1944 II batalion AK „Giewont” złożony z pięciu kompanii i sekcji sobotazowo-egzekucyjnej, liczył 816 tajnych żołnierzy.
Cele i zadania II Batalionu AK „ Giewont”
Do głównych zadań omawianego batalionu należało: opanowanie terenu, zdobywanie broni, niszczenie urządzeń komunikacyjnych i obiektów takich jak mosty, dworce. Wszystko to na wypadek spodziewanego powstania narodowego w kraju. Przewidywano, że po wykonaniu tych zadań, kompanie miały się wycofać na teren powiatu kępińskiego, a kompania „ Twardogóra i Międzybórz” miałyby zająć pozycje obronne na wzniesieniu Kobyla Góra.
Sprawy i ludzie
Sprawą dla dowódcy najważniejszą jest pozyskanie zaufanych ludzi oraz organizacja przepływu informacji. Dlatego też w czerwcu 1942 Józef Młynarz zorganizował w Dziadowej Kłodzie trzy punkty kontaktowe- Jeden u Franciszka Kozicy na Kolonii, drugi u robotnika leśnego Józefa Strojnego na Wierzchniaku, a trzeci, najważniejszy w firmie budowlanej Bruno Schmidta. Polacy zatrudnieni w tej formie często byli wysyłani na budowy do rożnych miejscowości. Dzięki temu poznawali okolicę i mogli pozyskiwać cenne dla dowództwa informacje. Najlepszym informatorem okazał się student Eugeniusz Zawielak z Ostrzeszowa, gdyż miał on „mocne papiery” i biegle władał językiem niemieckim. Często przemieszczał się na budowy w powiecie sycowskim, a także ostrzeszowskim i oleśnickim. Jako księgowy prowadził kartoteki pracowników i dzięki temu miał bezpośredni kontakt z członkami ruchu oporu, co niezmiernie ułatwiło, zwłaszcza na początku, pozyskiwanie ludzi od organizacji i tzw. bibuły. Gazetki „ Wolność i Biuletyn Informacyjny” docierały z Poznania „Jutrzenka” z Kępna, a „prom” z Krakowa oraz „Zew” i „Orzeł Biały”.
W 1943 zorganizowano także 5 nasłuchów radiowych, z czego 3 w Dziadowej Kłodzie: u wspomnianego Schmidta, u proboszcza Józefa Hajduka i u Józefa Kozicy, oraz 2 nasłuchy w Sycowie- u Kurzawy i przewoźnika Karla Tauchmanna.
W październiku 1943 do „Faryza” dotarł meldunek, że zorganizowana jest kryjówka księdza Wroniewicza, który ukrywał się na strychu w domku robotnika leśnego Antoniego Pawelki. Porucznik Młynarz po miesiącu, ponownie przemycił go do rodziny Pawelków, gdzie przechował się aż do wejścia Rosjan.
Pierwsze aresztowania
Niestety jesienią 1943, zaczęły się pierwsze aresztowania akowców na terenie Poznania, Środy, Krotoszyna i Kępna. W połowie listopada w batalionie „ Howerla” w Ostrzeszowie uwięziono dowódcę- kapitana Kazimierza Kubickiego (Antoni, Wrzosek). Przewieziono go do łódzkiego gestapo, gdzie pod koniec lutego 1944 zginął śmiercią męczeńską.
Ofiarą kolejnych aresztowań padli ludzie z V kompanii batalionu „ Giewont” 20 lutego 1944 zaaresztowano braci Józefa i Franciszka Wajerowskich z Parzynowa i uwięziono w Wieluniu, skąd plutonowego Józefa wywieziono w nieznane miejsce i zamordowano. W tym samym czasie aresztowano w Kępnie porucznika Włodzimierza Karłowicza z batalionu „ Łomnica”.
3 lipca 1944 gestapo zaczęło aresztować akowców w Namysłowie. Tej nocy zatrzymano także porucznika Józefa Rabiegę- dowódcę batalionu „ Namysłów”. Zniósł on okrutne tortury i nie wydał nikogo ze swoich ludzi.
Aresztowania w Sycowie
Kilka tygodni przed aresztowaniami, w Sycowie pojawiło się kilkudziesięciu gestapowców z Milicza. Ponadto w mieście kwaterowali niemieccy żołnierze i wspólnie z 50-osobową grupą policji tzw. Landwache obserwowali i penetrowali teren. Pierwszych aresztowań w Sycowie na Kamerauerstrasse, (obecnie ulica Komorowska) dokonano już 10 lipca. Kolejną osobą, którą gestapo miało zamiar aresztować, wozak mleka do mleczarni w Międzyborzu. Został on uratowany przez Czesława Przybyłka i z nowymi, „pewnymi papierami” przerzucony na teren powiatu namysłowskiego. Kilka dni później gestapo zabrało członka sekcji sabotażowo- egzekucyjnej- Stanisława Kaczora (Adam), chcą go zwerbować proponowano mu stałą przepustkę, garnitur i rower. Gdy odmówił 24 lipca, wczesnym rankiem, obu braci Kaczorów ( Stanisława i Jerzego) aresztowano i wtrącono do sycowskiego więzienia.
Aresztowania w Dziadowej Kłodzie
Tego samego dnia, pod wieczór, aresztowano Józefa Młynarza i zamknięto najpierw w budynku policji w Dziadowej Kłodzie, a o północy gestapo wkroczyło do domu dla robotników leśnych i zaaresztowano 3 dalszych członków AK- Jana Kostrzewę i jego synów Antoniego i Franciszka. Następnego dnia, 25 lipca o świcie, wyciągnięto z łóżek pozostałych akowców w Dziadowej Kłodzie. Po ostrych przesłuchiwaniach trafili do sycowskiego więzienia. Ponieważ wszystkie cele były już wypełnione, musieli stać na korytarzu. Józef Młynarz skonfrontowany tu został ze Stanisławem Kaczorem, który na strasznych torturach przyznał, że Józef Młynarz jest dowódcą batalionu. Ten jednak wszystkiego się wyparł, nawet, gdy gestapo poddało go wielogodzinnym, wymyślnym męczarnią.
Wieczorem 27 (lub 28) lipca 1944 roku 53 żołnierzy z batalionu „ Giewont” przewieziono z Sycowa do wrocławskiej komendy policji przy ulicy sądowej.
Czesław Przybyłek dowódcą batalionu „ Giewont”
Do więzienia nie trafił zastępca dowódcy „ Giewontu”- Czesław Przybyłek ( Edward), który podczas konwojowania go z Wojciechowa Wielkiego do Sycowa zdołał uciec policjantowi. Dotarł do Pisarzowic i ukrył się u Józefa Reszki. Jeszcze tego samego dnia uciekinier powiadomił dowódcę pułku- Tadeusza Kempę- o aresztowaniach w Sycowie i Dziadowej Kłodzie. Według listy strat, którą sporządził pewien nieznany nam z nazwiska akowiec, Czesław Przybyłek wyznaczył zaraz nowych dowódców kompanii i plutonów w miejsce aresztowanych, a raport przekazał dowódcy pułku „ Wichrowi”.
W tej sytuacji dowództwo obwodu „ Reduta” pozostawiło mianować Czesława Przybyłka na dowódcę „ Giewontu”. Aby ujść uwadze gestapo użyto tu pomysłowego fortelu. Do rzekomo ciężko chorego mieszkańca Pisarzowic, gdzie ukrywał się Czesław Przybyłek, został wezwany lekarz Edmund Kubis ze Słupi. Wraz z doktorem przyjechał jego brat- Leutnant Wehrmachtu, współpracujący z polskim ruchem oporu oraz dowódca dywizji AK z Ostrowa. Gdy doktor badał „ ciężko chorego” w sąsiednim pokoju odbywała się tajna narada. Dowódca dywizji AK z Ostrowa mianował Czesława Przybyłka dowódcą batalionu „ giewont”. Otrzymał on jednocześnie rozkaz przygotowania batalionu do zbrojnego powstania, które lada dzień miało wybuchnąć w całym kraju. Rękopis rozkazu Czesław Przybyłek przesłał do Bronisława Tomaszewskiego w Trębaczowie, a ten powielił go na maszynie. Dalej dokumentów przez łączniki Monikę Nowicką, Zofię Mateusiak, Annę i Helenę Reszkę oraz Adelę Maras trafił do poszczególnych dowódców całej siatki. Gdy wszyscy czekali na rozkaz do powstania, przyszedł meldunek o odwołaniu akcji.
Czesław Przybyłek- ostatni dowódca batalionu „ Giewont” zanotował w swoim pamiętniku, że decyzję o odwołaniu „ zbrojnego powstania” na tutejszym pograniczu podjął dowódca pułku „ Wicher” i przekazał mu, jako rozkaz, na nadzwyczajnej naradzie, która odbyła się w Domasłowie w domu Aleksego Reicha. Dowódca pułku przybył tam z łączniczką Heleną Kubale- kuzynką księdza, Wroniewicza kapelana batalionu.
We wrocławskiej komendzie policji
Po udanej ucieczce, Czesław Przybyłek, zamierzał odbić swego dotychczasowego dowódcę Józefa Młynarza i kolegów. Niestety w Sycowie zdwojono straże, a więźniów już na drugi dzień, lub trzeci, dzień przewieziono do Wrocławia.
O tym, co działo się w więzieniu wrocławskim policji wspomina Stanisław Młynarz- ostatni żyjący aresztant z sycowskich akowców:
Wtrącono nad do piwnic. W jednej obszernej celi stłoczono prawie 200 osób, tak, że mogliśmy jedynie stać. Na drugi dzień wypuszczono nas na więzienny dziedziniec i wtedy zobaczyłem, że na ziemi leży mój stryjeczny brat- Józef Młynarz nas dowódca. Był strasznie zbity, z ranami na głowie. Chciałem do niego podejść, ale wykonał gest abym się nie zbliżał i położył palec na usta, co odczytałem, że do niczego się nie przyznał.
Po dwóch dniach 50 więźniów wywieziono do Gross- Rosen, a we wrocławskiej policji zostawiono tylko Józefa Młynarza, jego brata Kazimierza i dowódcę III kompanii- plutonowego Jana Szyszkę. Wszystkich trzech przez tydzień poddawano ciężkim torturom. Po tygodniu zostawiono już samego dowódcę. Do jego celi przeniesiono Edmunda Korytnego, który zwierzył się dowódcy, że wnet będzie uwolniony, bo stara się o to usilnie jego sycowski pracodawca z Genossenschaft. Po ponownym zaprzysiężeniu Edmunda Korytnego, Józef Młynarz zdradził mu swoją największą tajemnicę. Ujawnił mu gdzie została ukryta broń i dokumenty batalionu „ Giewont”. Korytnego na drugi dzień zwolniono, a trzeciego dnia 10 skrzyń z amunicją przywieziono na policję do Wrocławia. Józef Młynarz tak wspomina to w swoim pamiętniku: Gestapo rozpoczęło nowo wymyślne tortury. Byłem w lochu przykuty za ręce i nogi i codziennie bity do utraty przytomności- wybito mi zęby, odbito mi nerki...
W Gross Rosen
Po dwóch dniach, kolumny więźniów, wśród których byli też sycowianie, wypędzono na wrocławski dworzec główny i załadowano do towarowych wagonów. Wspomina Stanisław Młynarz: Zawieziono nas do Strzegomia. Na stacji czekało już wojsko z psami. Kazano nam założyć ręce na kark i w takiej pozycji kolumny zapędzano do pobliskiego obozu Gross Rosen (Rogoźnica). Tu zabrano nam naszą odzież i ubrano w pasiaki. Na obozowym dziedzińcu, podzielono nas na bloki. Ja trafiłem do bloku nr 8. Jeszcze tego samego dnia wysłano nas do kamieniołomów. Na szczęście w niedługim czasie zostaliśmy zabrani do rozbudowy lotniska w Brzegu Opolskim, gdzie wydłużono i poszerzono pasy startowe. Był tam też ze mną Kaziu Kierzka. Bardzo chorował na żołądek i więcej siedział niż pracował. Po raz pierwszy trafił się wachman Ślązak- starszy człowiek, który nie bił tego umierającego więźnia.
Po tygodniu do obozu koncentracyjnego w Gross Rosen przywieziono Józefa Młynarza, gdzie otrzymał numer 84982. W swoich wspomnieniach krótko zanotował: Przywieziono mnie do obozu z wyrokiem śmierci, lecz „ sztubschrajber” zatrzymał moje dokumenty w innej teczce (...) W kamieniołomach katorżnicza praca, 12 godzin dziennie, o kromce chleba i misce zupy z pokrzyw lub brukwi była jednym naszym posiłkiem w ciągu doby. W barokach nie było łóżek ani dostatecznej ilości sienników. Leżeliśmy pokotem na deskach bez pokrycia- nawet w czasie mroźnej zimy (...) Nic, więc dziwnego, że ludzie padali jak muchy od pałek kapo i szerzących się chorób. W krematorium dniem i nocom palono zwłoki (...) Kamieniołomy służyły, jako wyjątkowe miejsce do wyniszczenia więźniów, miejsce niewolniczej- ponad ludzkiej siły- pracy, która w konsekwencji prowadziła do nieuchronnej śmierci. Stały tu rzędy więźniarskich baroków, a cały teren ogrodzony gęsto kolczastym drutem, przez który biegł prąd elektryczny wysokiego napięcia. W narożnikach wieże wartownicze. Zainstalowano na nich reflektory i karabiny maszynowe (...) Przez Gross Rosen przeszło około 180 tys ludzi z czego męczeńską śmierć poniosło ponad 100 tys (...) od esesmańskich kul, pod ciosami pałek, kastetów, drągów (...) z głodu chorób i niewycieńczenia. Przeżyłem obóz koncentracyjny Gross Rosen dzięki organizacji znajdującej się na terenie obozu...
W obozie Dora
Ponieważ front wschodni był coraz bliżej – wspomina Młynarz -nas z obozu Gross Rosen wywożono transportem kolejowym w otwartych wagonach – węglarkach. Na drogę dostaliśmy po bochenku chleba, a podróż do następnego obozu trwała dziesięć dni. Wielu więźniów zostało po drodze uduszonych, wielu zamarzło przy 20- stopniowym mrozie, bo byliśmy tylko w naszych pasiakach. Inni padali od kul, gdy były przypadki że esesmani strzelali z karabinów do wagonów z więźniami, więc nim dotarliśmy do obozu koncentracyjnego Dora- Mittelbau ( w okręgu Halle), liczba więźniów zmniejszyła się o połowę. Tu otrzymałem nowy numer obozowy -109550.
W pobliżu tego obozu koncentracyjnego były podziemne zakłady wojskowe, w których, w wielkiej tajemnicy , produkowano najnowszą broń rakietową V-2. Do tej katorżniczej pracy, brano więźniów, których za byle przewinienie rozstrzeliwano, lub wieszano na fabrycznych dźwigach.
Wyzwolenie
Obóz koncentracyjny Dora został oswobodzony 13 kwietnia 1945 roku przez armię amerykańską. Józef Młynarz zanotował w swoim pamiętniku: Ważyłem 42 kg, miałem wybite zęby, odbite nerki, osłabiony wzrok i zaawansowaną gruźlicę. Pani Gertruda- żona Józefa Młynarza dodaje: Przeżył- jak sam nieraz mówił- dzięki pomocy obozowych lekarzy, a zwłaszcza pewnemu anonimowemu Żydowi, który dostarczał mu, nie wiadomo skąd, pierzynę i leczył go w najbardziej krytycznych, ostatnich dniach pobytu w obozie. Jego brat Kazimierz nie miał tyle szczęścia i nie doczekał wyzwolenia.
W końcu czerwca obóz Dora przejęła Armia Czerwona. 15 lipca 1945 Józef Młynarz pierwszym transportem wrócił do rodzinnego domu, W Orpiszewie, a w następnym miesiącu przybył do Dziadowej Kłody, do swojej wsi, o którą walczył i do swojej łączniczki „ Hanki”. TU z przykrością dowiedział się, że Franciszek Kozica, którego nazywał „ polskim królem” oraz jego syn Alfons i wielu innych Ślązaków, którzy zdezerterowali z niemieckiego wojska, tu na swoje rodzinnej, śląskiej ziemi zostali zastrzeleni przez sowietów już po przejściu frontu, a wiele kobiet zostało zgwałconych przez „ wyzwolicieli”
Mimo koszmaru obozowych przeżyć i świadomości, że połowa z zaaresztowanych ( w lipcu 1944) i jego najbliższych żołnierzy, zginęła w obozach koncentracyjnych, nie załamał się. Choć był jeszcze słabego zdrowia, czynnie włączył się do współorganizowania administracji państwowej w Dziadowej Kłodzie. W urzędzie gminy pełnił funkcje: sekretarza, księgowego i wójta. Poślubił swoją byłą łączniczkę Gertrudę Kozicę, która urodziła mu i wychowała 5 dzieci.
W latach stalinowskich, mimo ustawicznych szykan przez miejscową bezpiekę, nie ugiął się i tym bardziej zabiegał, aby pamięć o jego żołnierzach nie zginęła. Na miejscowym cmentarzu stanął początkowo grób nieznanego żołnierza, a dopiero w 1983 roku, z jego inicjatywy i Zarządu Koła Gminnego ZBoWiD, przy wydanej pomocy finansowej mieszkańców, odsłonięto na szkolnym dziedzińcu drugi pomnik dla uczczenia pamięci pomordowanych w obozach koncentracyjnych żołnierzy AK z batalionu „ Giewont”
Józef Młynarz zmarł 3 czerwca 1990 roku i spoczął na miejscowym cmentarzu w Dziadowej Kłodzie.
Uwagi końcowe
Czołowym przywódcą Związku Walki Zbrojnej a potem AK nie udało się niestety, osiągnąć podstawowego celu, jakim była niepodległa Polska. Jednakże w ekstremalnie trudnych warunkach udało się mimo wszystko zbudować zadziwiająco sprawnie działające struktury państwa podziemnego na terenie całego kraju. Także na pograniczu Wielkopolski i Śląska i także na terenie dawnego powiatu sycowskiego. Dzięki ludziom. Którzy narażając własne życie, organizowali tu zbrojne struktury i komórki ruchu oporu, udało się uratować setki rodaków przez wywózką do obozów koncentracyjnych i niechybną zagładą? Ludzie sycowskiego batalionu „Giewont” zdziałaliby znacznie więcej, gdyby nie doszło do zdrady w ich organizacji. W lipcu 1944 gestapo sukcesywnie niszczyło siatkę tego ruchu, aresztując przede wszystkim przywódców i najlepszych żołnierzy w sumie około 120 ludzi. Tym samym dwa główne cele- udział w oczekiwanym ogólnonarodowym powstaniu i zbrojna walka na tyłach wroga nie zostały do końca osiągnięte. Najlepsi ludzie AK z naszego pogranicza trafili z wyrokami śmierci do obozów koncentracyjnych w Gross Rosen, Mathausem Dora.
Nie mniejszą tragedią ich losu było to, że ci, którym udało się przeżyć kaźnie i obozy, po powrocie do kraju i do swoich domów, potraktowani zostali tu jak wrogowie władzy ludowej, a nierzadko trafiali znowu do więzień i aresztów w swojej własnej ojczyźnie. Nic, więc dziwnego, że obawiając się nowych represji, ostatni dowódca batalionu „ Giewont”- Czesław Przybyłek- nie złożył broni i dołączył do tzw. „leśnych akowców” grupy „Ottta” (Franciszka Olszówki). W swoim pamiętniku, datowanym na marzec 1973, Przybyłek nie mógł jeszcze ujawnić swojej działalności konspiracyjnej po wojnie. Jest to biała plama w dramatycznej historii naszego pogranicznego regionu. Zachowane w pamięci i przekazywane dziś przez dzieci i wnuków sycowskich akowców wspomnienia o tamtych dramatycznych czasach, zobowiązują nas tym bardziej do przypomnienia i upamiętnienia ich patriotycznych dokonań i czynów.
Źródła:
- Wspomnienia b. dowódcy II batalionu „giewont” Armii Krajowej działającej na granicy terenu Wielkopolski i Dolnego Śląska por. Młynarza Józefa pseudonim „ Farys” [w:] Zeszyty Historyczne, Pismo wydane przez Muzeum Regionalne w Sycowie nr 12, Syców 2000, s. 23-39.
- Wspomnienie J. Młynarza ps. „Farys” Na pograniczu Wielkopolski i Śląska [w:] W konspiracji wielkopolskiej, pod red. Z. Szymankiewicza, Wydawnictwo ABOS, Poznań 1993, s. 256-268
- J. Młynarz, Na pograniczu Wielkopolski i Dolnego Śląska [w:] Losy Polaków, opatrzył Antoni Jan Omelaniuk, zredagował Andrzej Zieliński Wydawnictwo DTSK „ Silesia”, Wrocław 1995 s. 245-257.
- Józef Zdunek, Orpiszew 12792005 monografia wsi, Wydawnictwo: Towarzystwo Miłośników i Badaczy Ziemi Krotoszyńskiej, Krotoszyn 2006 s. 233-236.
- Zygmunt Antkowiak: Batalion porucznika Farysa [w:] Słowo Polskie, artykuł w 6 odcinkach, kwiecień 1960.