Elektroniczne Biuro Obsługi Interesanta
  • Tłumacz języka migowego
BIP
Strona główna/Dla Turysty/Historia/Józef Kurzawa Pieśniarz z Dziadowej Kłody

Józef Kurzawa Pieśniarz z Dziadowej Kłody

Józef Kurzawa

Józef Kurzawa - Pieśniarz z Dziadowej Kłody

5 I 1888- 4 VII 1967

Gra muzyka u Kurzawy - Dzieje folkloru dolnośląskiego.

Bardzo ciekawa jest przeszłość dolnośląskiej ziemi. Sprawiło to głównie geopolityczne położenie tych ziem. Od wieków, ziemie te były przedmiotem ciągłych przetargów państw sąsiednich, Czech, Austrii i Prus. Taki stan „politycznej niewoli” trwał praktycznie aż do 1945 roku. Przez długie lata po II wojnie światowej mówiono o tych terenach Ziemie Odzyskane, odzyskane po wielowiekowej niewoli. Te lata oderwania i odosobnienia, niewątpliwie wpłynęły na poważne zaburzenia w dolnośląskiej kulturze. Wiele dziedzin rodzimego życia kulturalnego tych ziem zniknęło bezpowrotnie lub zmieniło swój charakter na wprowadzanie przez zaborców własne wzorce. Powszechnie wprowadzana była czechizacja, a przede wszystkim germanizacja tych ziem. Nie do końca jednak im się to udało. To zrozumiałe, że tym obcym wpływom, uległy i oddzieliły się od swojej narodowości dwory książęce, szlachta i mieszczaństwo. Najdłużej jednak trwał i co najważniejsze że przetrwał, broniąc swojej polskiej tożsamości- lub wiejski. Przez całe wieki bronił on swej mowy ojczystej, swych obyczajów, a przecież był on ciągle narażony na represje, szykany i zniewolenie.

W roku 1512 zniemczona rada wiejska Wrocławia wydała zarządzenie zakazujące śpiewania pieśni ludowych i gromadzenia się ludu w chatach chłopskich, motywując to, co śmieszyć nas teraz tylko może, nadmiernym używaniem napojów alkoholowych. Ten zakaz, jako obowiązujący przepis policyjny utrzymywał się przez kilka wieków.

Stosowano różnorodne metody i sposoby walki z tożsamością kultury wiejskiej, jej odwiecznym przywiązaniem do polskości, a jednak ludowa kultura dolnośląska trzymała się mocno. Nie dziwi więc wcale ogromne zainteresowanie licznych etnologów, etnografów, folklorystów, czy też zwykłych animatorów kultury, przeszłością tych ziem, pieśniami, tańcami, obrzędami, legendami, strojami, budownictwem itp., ludu zamieszkującego dolnośląską ziemię.

Zbieracze i folkloryści

Na frontonie wrocławskiego ratusza ręka średniowiecznego rzeźbiarza wykonała trzy kamienne figury. Są to muzykanci wiejscy grający na dawnych instrumentach- szałamai, cynku i dudach.

Z pamiętnika niemieckiego kompozytora Jerzego Filipa Telemana z roku 1704 (okres baroku w muzyce i działalności genialnego Jana Sebastiana Bacha) dowiadujemy się, że podróżując po Śląsku, spotykał liczne grające po gospodach kapele dudziarskie. Zachwycał się nimi, podziwiał ich kunszt i czerpał z nich motywy do swoich kompozycji. Ma więc Telemann w swoim dorobku i takie tytuły jak :Koncert Polski na orkiestrę smyczkową i Polskie sonaty skrzypcowe. Działający we Wrocławiu kustosz Biblioteki Uniwersyteckiej Hoffmann z Pallerslebenu drukuje w roku 1829 w czasopiśmie Schlesischen Provinzionalblatter (tom I str. 150-151) odezwę skierowaną do organistów i nauczycieli władających językiem polskim, aby zajęli się zebraniem polskich pieśni ludowych, bardzo w tych czasach żywotnych na Śląsku. Kiedy Hoffmann von Pallerslebenu trudził się nad zorganizowaniem zbieractwa śląskich pieśni ludowych, wiosną 1847 roku przybył z dalekiej Wirtembergii młody lekarz Juliusz Roger i jak się niebawem okazało, właśnie on zajął naczelne miejsce w folklorystyce śląskiej. Drugim zasłużonym zbieraczem śląskiego folkloru, na pewno bardziej wszechstronnym od Rogera, był nauczyciel Józef Aleksander Ludwik Robert Fiedler, urodzony 18 marca 1810 roku. PO zdobyciu średniego wykształcenia we Wrocławiu i ukończeniu studiów teologicznych został pastorem. W roku 1833 osiadł na stałe w Międzyborzu w powiecie sycowskim. Jako duchowny i wizytator kilkunastu szkół ludowych, bronił gorąco praw do języka polskiego w szkole i w kościele dowodząc nieustępliwie, że podlegali mu wyznawcy nie znając języka niemieckiego. W tym celu wniósł do synodu prowincjonalnego we Wrocławiu petycję o utrzymanie polskich pastorów i nauczycieli, a także nabożeństw i nauki szkolnej w języku polskim. Zaangażowanie Fiedlera świadczy o wielkiej żywotności języka i polskiej pieśni na tym obszarze. Fiedler wielokrotnie podkreślał potrzebę zapisywania pieśni śląskich, czas jest zbierać je-przestrzegał- gdyż niedługo może słuchać ich będziemy. Działalność Fiedlera jest szczególnym epizodem w historii folklorystyki dolnośląskiej, bowiem nacechowana dążeniami patriotycznymi hamowała w znacznym stopniu proces germanizacyjny na tym obszarze. Jego pasja zbieracza i wysuwanie przezeń postulaty poszerzenia akcji, dają świadectwo stanu polskiego folkloru. Był więc Fiedler prekursorem folklorystyki dolnośląskiej i trybunem sprawy polskiej.

Polonofilskie idee Fiedlera podjął ks. Jerzy Badura, ostatni polski pastor w Międzyborzu. Duszpasterzując w Międzyborzu w latach 1883-1911, tak samo jak jego poprzednik, walczył nieustępliwie słowem i piórem o zachowanie polskich nabożeństw.

Pośpiech w ratowaniu ginącej tradycji ludowej na Dolnym Śląsku był konieczny i jak najbardziej wskazany. Zdawał sobie z tego sprawę Państwowy Instytut Sztuki, który przystąpił w latach 1953-1955 do przeprowadzenia badań na tym terenie, powierzając ich wykonanie dr Józefowi Majchrzakowi z Wrocławia.

Entuzjasta dolnośląskiej pieśni ludowej

Józef Majchrzak urodził się 13 marca 1909 roku w Osterfeld (Niemcy). W Małym Zalesiu ukończył szkołę podstawową, a w Rawiczu Seminarium Nauczycielskie. Od 1928 do 1931 pracował jako nauczyciel w szkołach powszechnych w powiece kępińskim (Raków, Kierzno, Grębanin). 1 września 1931 roku objął posadę nauczyciela i zarazem kierownika szkoły w Łęce Mroczeńskiej. Po wybuchu II wojny światowej pracował jako badacz mleka w powiece kępińskiem. 1 marca 1945 roku wznowiła swą działalność Szkoła Podstawowa w Łęce, a p. Józef Majchrzak był jej pierwszym nauczycielem. Tutaj spędził kolejne dwa lata. W październiku 1947 roku zrezygnował z pracy pedagogicznej, by zająć się studiami muzykologicznymi we Wrocławiu. Od początku swej pracy wychowawczej, p. Józef Majchrzak dążył do podtrzymania i rozwijania piękna kultury ludowej. Wspólnie z małżonką Wisią Zającówną prowadził amatorskie kółko teatru ludowego, które przedstawiło szereg przedstawień przeplatanych tańcami i pieśniami. Fascynacja muzyką i folklorem, studia magisterskie z etnografii muzycznej, znalazły swe odzwierciedlenie w dalszych losach Józefa Majchrzaka. Po ukończeniu studiów objął on posadę kierownika Wrocławskiej Rozgłośni Radiowej. Od 1953 roku z pasją i poświęceniem zajął się zbieraniem pieśni ludowych. Rezultaty swych poszukiwań publikował na antenie wrocławskiej i ogólnopolskiej. Większość z nich spopularyzowana została w cyklicznej edycji audycji Gra muzyka u Kurzawy, w której uczono dolnośląskich pieśni odszukanych przez autora, opowiadano legendy przez niego spisane, zaznajamiano słuchaczy ze zwyczajami dotyczącymi ludu dolnośląskiego. W latach 60-tych, będąc kierownikiem Domu Kultury w Kątach Wrocławskich, był już na tyle znanym folklorystą, że prowadził, że prowadził wykłady z muzyki ludowej w Katedrze Etnografii Uniwersytetu Wrocławskiego. Od 1970 roku rozpoczął pracę w Studium Nauczycielskim, a następnie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej we Wrocławiu. Uwiecznieniem długich lat żmudnej pracy nad zbieraniem pieśni regionu dolnośląskiego i studiowaniu całości zagadnień folkloru muzycznego, były publikacje książkowe oraz uzyskanie 1973 roku stopnia naukowego doktora. W dwóch zbiorach Dolnośląskie pieśni ludowe autor zawarł ponad 50 pieśni ze wschodniej części Dolnego Śląska i Opolszczyzny. Dziełem życia folklorysty było wydanie w 1983 roku ksiązki Pt. Polska pieśń ludowa na Dolnym Śląsku.

Józef Majchrzak zmarł w 1985 roku. Obok wspomnianych wcześniej publikacji, zostawił po sobie rozpoczętą, choć nie wydaną pracę o muzykantach śląskich oraz wiele artykułów i esejów o tematyce folklorystycznej.

Fascynujące spotkania z panem Józefem

W swoich wędrówkach po Dolnym Śląsku pan Józef Majchrzak szczególną uwagę zwrócił na ziemie położone w jego wschodniej części. Tam bowiem najdłużej polskość przetrwała. Są to tereny wschodniego pasa granicznego od Twardogóry poprzez Międzybórz, Kraszów, Dziesławice, Syców, Dziadową Kłodę, Bralin, Kępno, Namysłów, Byczynę i Kluczbork. Głównymi informatorami były w tamtych -50. latach dla Józefa Majchrzaka osoby w podeszłym już wieku (66-92 lata); Wiktoria Drwęcka z Twardogóry, Anna Dobień z Kraszowa, Paulina Bąk z Dziesławice, Józef Kurzawa z Dziadowej Kłody, Zuzanna Siup z Kozy Wielkiej, Maria Małek z Bralina, Maria Klecha i Karol Jańczak, z Byczyny, Anna Słowik i Rozalia Lorek z Łowkowic i Franciszek Maruska z Kujakowic.

Wśród licznych wędrówek pan Józef Majchrzak miał wiele sposobności by poznać życie mieszkańców tej ziemi, o których ma ogół milczą kroniki i którzy ze względu na prozaiczność codziennego bytu nigdy nie doczekali się trwałego pomnika. Ze szczególnym upodobaniem przebywał Józef Majchrzak w Dziadowej Kłodzie. Wieś ta, leżąca na wschodnim pograniczu regionu dolnośląskiego, była prawdziwą enklawą polskości. Potwierdzają to odszukane dokumenty historyczne, zapiski kronikarskie, księgi parafialne, księgi notarialne sądu Grockiego w Sycowie, XIX-wieczne spisy ludności, a nade wszystko wypowiedzi przedstawicieli starszego pokolenia, do którego należał Józef Kurzawa. Był to, jak wspomina Józef Majchrzak- żywy symbol niezniszczalnych wartości narodowych , wśród których najcenniejszą była, jest i pozostanie kultura ludowa, obudowana całą sferą świata duchowego i materialnego.

Już na pierwszym spotkaniu Józef Kurzawa powitał zbieracza folklorystę, Józefa Majchrzaka, piękną gwarą śląską, zachowującą niektóre formy staropolskiego języka. Z dumą opowiadał o swoim życiu oraz czasach, kiedy żył jego starzyk, który we wspomnieniach odmalował wnukowi kawał polskich dziejów historycznych, jak to Śląsk, zapatrzony w Naczelnika Kościuszkę, żywił nadzieję wolności, jak wreszcie tutejsi chłopi zerwali się do nierównej walki w okresie Wiosny Ludów. Całymi godzinami śpiewał i opowiadał ukazując bogactwo gwary śląskiej, czystej i wolnej od germanizmów.

Trzeba powiedzieć, że odwiedzali go także dziennikarze, literaci, ludzie nauki (folkloryści, etnografowie, dialektolodzy, historycy) i pracownicy resortu kultury. Zwykle pytany był o swoje ciekawe życie i wtedy przepiękną gwarą śląską zaczynał:

Jo pochodza z Dziadowej Kłody, z rodziny Kurzaków, Mój storek mioł 106 lat, jak umarł. Mój łociec buł przy melioracyje w firmie Thalheim z Oleśnice. Gospodarstwa ni mieli. Matka nie robiła wcale, chodziła prać do zamku i do lejśnicego, bo łociec ji robić nie doł, bo na nią zarobił. Jo się urodziuł w Dziadowej Kłodzie 5 I 1888 roku. Poki zech bół mały, to zech w dóma buł. Jakech sejś lot skóńcuł, to zech sed do skoły powszechnej . Tam buło ucóno po miymiecku. Ale jo umiał po polsku, bo my w dóma tez jyno po polsku gwarzyli. W kościele buło łodprowiane trzi razy w miesióncu po polsku, a Roz po miymiecku. Tak długo bóło łodprawiane po polsku, póki Hitler nie nastoł. A jak Hitler nastół, to po tym buło zminióno, to ksióndz jyno po miymiecku łodprowiali, a przed Polaków buła piyrso niedziela po pirsym. Wtedy buł ksióndz Franciszek Hajduk. Z początku to łon jesce łodprowioł kazdo niedziela przed polskich ludzi po miyniecku nabozyństwie, ale potym buło zakazane, Musioł się podpisać, bo jak nie, to by go zamkli. Na katejusek to chodzi do probosca po polsku. Tyn nowiynksy Miemiec Musioł się po polsku nauczyć. A w Dziadowej Kłodzie buły nobarzy polskie rodziny. Jak ci starzy ludzie, to nir umieli po miymiecku sowa. Buły takie polskie nazwiska we wsi, jak Frania, Sikora, Kozica, Kmieć. Jak zech bułchłopcem, to chodzili wisiorze Biyli nos,a my się skryli pod łozka, abo za szafa, ale łuni nos wsyndzie wynojdli. A jak my poradzili batać, to my dastali. Jak zem ze skoły wysad, to zech chodził pa pańskie woły zaprzóngać za rataja, bo Łociec mioł rola ładnajyntóm z tego majóntku i jo Musioł iś odrobić, Buły marne grose, com zarobił no ale co buło robić. I to zech robił trzi lata. Potym mie łociec wzioń do rurków. Doł mi dugi szpadel, co buł dugsy jak jo, a Musioł zech robić. Toch robił przi rurkach, póki zech do wojska, nie sed. A tyn majóntek, coch w nim robiu, należał do zech wojska, nie sed. A ten majóntek coch w nim robił, nalezoł do pronca Birona von Kurland. Łon mioł 99 folwarków. Mioł regimiynt wojska trzymać, ale łon chciał żeby mu dali kónne jegry, bo łon przi tych suseł, to łon by łuł kasernis ze swoje pinióndze wybudowoł i buł by tyn cołki regimint wojska utrzimoł, ale łoni chcieli dać samo piychota i to na to nie przistoł. I to bez wojska nie buło w Sycowie. I bez to tyz niy mioł sto folwarków, bo wtedy by Musioł wojsko trzimac łon miyskoł w Sycowie na zamku. Mioł tela pokoi, ile dni bóło w roku. Tyn zamek spoloł się w ostatniy wojnie. Teroz go nima. W 1909 roku sed zech d i wojska . Suzuł zech w Opolu. Na nos mówili „ regiment szwung” , a na tyn pułk 22 to mówili „ karczmarki”. Ta byli nojwiyncyj tacy, co po miymiecku nie poradzyli. Łon stoł w Koxlu. Jakym wojsko pozbył, psised zech do dóm i zaś zym sed z łojcym do tryniyrki do melioracje. Myślołech ze na dugsy cas ale w śtymatym roku wybuchła piryso światowo wojna i Musiołach iś do wojny. Bułym łod cwortygo siypnia 1914 roku Az do 1.10.1915 roku we Francje. Tam zech buł ciynsko ranny i psysed zech nazad i juzach potym wiynksy do wojska nie Musioł iś. W lazarycie zech buł w Szpajer Am Reihn i we Wrocławiu. Bułach ranny w gowa granatszplitrem. Bo bo buło tak jo zech kąsek gowa za wysoko podniósł z rowu i bez to zech dostoł sztajfno. Nie poradza się schylić, nie poradza ze sóm trzewików łobuć- musi mi złóna pomagać. Jakech wrócił ze spitala do Dziadowej Kłody, nó to razy zech nie dostoł nic rynty. Łociec Bi mi ta uzywiuł, ale jo nie chciał, żeby łociec mioł na takiego wielkygo chopaka robić. Tokach zaś sed do rurków i robił, com poradził ,ale jednak już to tam nie buło. 1917 roku zech się łozyniół- trzynaście dzieci buło. Zóna moja buła Gdowa po poległym koledze. Jedna córka umarła w klostorze, jak miała 22 lata. Za młodu chciała iśc do klasztoru, nó jo i tam nie bróniuł, ale jej to nie Szuło i jak miałe być przisttrojóno zasiostre umarła. Tero ni móm nikogo i jest zech abyz moją zónom, przi sobie mowimy nucka Józia. Jedyn syn jes w Moskwie, Eli zyje to jo nie wiym. Drugi syn jes pod amerykańską okupacją. Tyn pise iśle mi packi. Dwie córki móm wydane w Brzegu, a drugie dzieci, to nic wiym, gdzie się podziały. Potym buł tyn związek ciężkich inwalidów, no to łoni się ło mnie starali. W 1945 roku 20 stycznia Dziadowa Kłoda buła ewakuowano i Miymcy powiedzieli, ze kot nie wyjdzie, to byndzie za śpiona traktowany i byndzie zastrzelony. I byli by ich pozastrzelali, bo pora Polaków łostało, ale ni mieli casu, bo ruscy wleźli do wsi i ich łod tego obroni. W 50 tym roku gadali we wsi o spółdzielni produkcyjnej. To my się ta zgłosili. Byli my na zebraniu, to jo się doł zapisać. Jo Nizioł nic, z próznymi rynkóma zech posed, ale mie psyyjli. Po roku dostałech piyrse pinóndze, dobrze zym zarobił. Drugi rok to jesce sło, ale na trzeci rok, to już zbankrociyli. Jedni mówión ze psepiyli, ale to nie wiadomo, bo nik im tego nie poradził dokazać. No tera nie robia nic- tero zyja z rynty, to idzie. Głodny spać nie chodza i łoblec tyz co móm.

Nojwiynksy o dawnych casach łopowiadoł mi mój storek. Rozmaite bojki, jak piyrze darli, ło kosiniyrce, jak to w Dziadowej Kłodzie powstanie przeciwko panom robili, a kónie to oze bez wrota skokały. Ale ich rozbiyli, bo psisko miymieckie wojsko i dali już nie poradzili. Ło wojnie francuskiej mi tez łopowiadali i z tych casów taką śpiywke zaśpiewali, a jo ją zapomiyntoł.

Bądźmy dumni i pamiętajmy

Życiorys opowiedziany własnymi słowami przez Józefa Kurzawę to kunszt najwyższy. Zacytowałem go świadomie, bo właśnie takiej formie jest najprawdziwszy. Proszę zwrócić uwagę jak wspaniale i trwale o sobie Józef Kurzawa potrafi opowiadać. Krótko, zwięźłe i ze swadą przedstawił to, co w jego życiu- długim i pracowitym- było najważniejsze i najistotniejsze.

Ostatnie lata życia spędził w Brzegu nad Odrą, gdzie zmarł w roku 1967. Rodzina z pietyzmem przechowuje wszystkie pamiątki po nim, a przede wszystkim Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, przyznany mu za to, że nosił Polskę w sercu, mowie i pieśni, wierzył w nią i czekał, by jego pieśni stały się pomostem „ między dawnymi a nowymi czasy”. Nie zapominajmy o postaci Józefa Kurzawy i jego zasługach, bądźmy dumni, że wydał go Ziemia Sycowska.

 

do góry